Witajcie w recenzji kolejnego filmu na podstawie komiksów Marvela. Jest to pierwszy film z serii x-menów i muszę przyznać, że się zawiodłam, ale też coś mnie w tym filmie urzekło. Nie przypadł mi początek filmu, którego z początku nie zrozumiałam. W filmie moim ulubieńcem jest Cyclops, lub inaczej Scott Summers.
Jeśli chodzi o samą tematykę lub może lepiej, jak powiem fabułę, to było to interesujące, nie mam co do niej żadnych zarzeczeń. Nie mam pojęcia co Wam jeszcze powiedzieć, ale stwierdziłam, że po prostu napiszę Wam tu fabułę.
Główni bohaterowie filmu są mutantami, każde z nich przyszło na świat z mutacją genetyczną, przez którą mają niezwykłe moce. Cyclops może emitować wiązki energii o ogromniej sile rażenia, Jean Grey ma zdolności telekinetyczne i telepatyczne, a Storm może kontrolować warunki pogodowe i sprowadzać błyskawice. Otacza ich powszechna nienawiść i uprzedzenia. Społeczeństwo ich nie akceptują, boją się ich i skazują na życie w samotności.
Profesor Charles Xavier, najpotężniejszy telepata na świecie, założył szkołę, gdzie mutanci mogli wykształcić swoje moce. Pojawia się tam dwoje nowych mutantów: Wolverine, z szponami u rąk, którego ciało goi się błyskawicznie i Rogue, która pochłania siły życiowe i moce, jeśli kogoś dotknie. Magają się oni z dawnym przyjacielem profesora, Magneto.
Ten odwrócił się od społeczeństwa i twierdził, że mutanci i ludzie nie mogą współistnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz